Sto procent Gibsona w Gibsonie
Z ekranizacjami dobrych autorów SF jest zawsze problem. Bo nie dowożą takich emocji jak oryginał, bo świat wygląda inaczej niż w głowie czytelnika, bo trzeba skorzystać z uproszczeń, których fani SF (czyli nerdy głównie) nienawidzą. Sytuacja chyba zaczyna się ostatnio zmieniać, moim zdaniem za sprawą głównie dwóch czynników. Po pierwsze technologia wytwarzania filmów zaczęła dorastać do nawet najbardziej wymagających światów SF, po drugie zmienił się status seriali. Kiedyś duże ekranizacje wchodziły tylko do kin, a film kinowy wymaga trochę więcej uproszczeń (nawet jak już trwa te swoje 4 godziny). Dzisiaj platformy streamingowe mają łatwiej, bo w nawet w zamkniętym serialu, można się skupić na budowaniu spójnego i konsekwentnego świata, a nie tylko na głównych wydarzeniach i pchaniu fabuły. Z drugiej strony, więcej prób ekranizacji oznacza też więcej porażek. To zwykła statystyka.