Juliusz Cezar na Piekarach
Jest taki zauważalny trend w kulturze, w którym postapokaliptyczne cyfrowe światy nawiązują romans z antykiem. Sztuczne konstrukty studiując fenomen człowieka, sięgają do kolebki filozofii i kultury, przynajmniej w fantastycznych wizjach ludzkości. Spektakl Biegasiewicza wpisuje mi się w ten trend, głównie za sprawą odczłowieczenia bohaterów. Zrobienia z nich konstruktów, memów czy tylko strzępów informacji.
Zdjęcie pochodzi z profilu FB Teatru
Nie udało mi się dotrzeć na premierę Juliusza Cezara, ale mam usprawiedliwienie od Tarwater, którzy w premierowy czwartek grali w Nowej Soli. Dotarłem na spektakl dwa dni później, chociaż trzeba było całą Legnicę tym razem przejechać, bowiem przedstawienie grane jest na scenie na Piekarach. Ja odwiedziłem to miejsce po raz pierwszy i trzeba powiedzieć, że jest tam potencjał na eksperymentowanie.
Bo też nie był to taki zwyczajny spektakl, a przynajmniej nie musiał być, bo widz ma pewien wybór, jak w nim uczestniczy. Może po bożemu usiąść na widowni lub dać się ponieść światu i zwiedzać ją interaktywnie. Ja wybrałem tę drugą opcję i nie żałuję, choć wiadomo, że teraz ciekawi mnie ta pierwsza.
Natomiast co do samej sztuki, to jest dość luźna interpretacja, a w zasadzie nawet autorska wersja sztuki Szekspira. Główny nacisk Biegasiewicz kładzie na informację, dezinformację i manipulację. Bohaterowie stają się tylko ich nośnikami, są glitchującymi się konstruktami jakiejś szczątkowej pamięci o tym, co się zdarzyło i co się zdarzy. Wspomnieniami, które zapętlone w jakimś piekielnym ravie odgrywają swoje role. To nadaje sztuce bardzo współczesny kontekst i to jest właśnie powodem moich skojarzeń ze wstępu. Sam Cezar jest jakimś szczątkowym memem, specyficznym zbiorczym wspomnieniem, niemającym nic wspólnego z władczym cesarzem niepokonanego imperium. Dostajemy też zresztą znakomity przykład modyfikacji tego wspomnienia za pomocą propagandy.
Zachowałem kilka szczególnych zachwytów ze spektaklu. Pierwszy to scena spisku, oglądana na żywo, dzięki opasce all inclusive. Widzowie na widowni oglądali jej transmisję wideo. To właśnie podczas sceny urodziła się u mnie ta koncepcja pamięci przyszłości, przy czym gra Aleksandry Listwan (Porcja) i Mateusza Krzyka (Brutus) wywołała u mnie nawet coś w stylu doliny niesamowitości. Drugi zachwyt to wspomniany wcześniej Cezar (Paweł Wolak) i jego półsłówka. Na oddzielny zachwyt zasługuje jego maska pośmiertna. Trzeci zachwyt to Marek Antoniusz (Paweł Palcat) przekonujący mnie, jak wielkim człowiekiem Cezar był. Śpiewałem, jak mi kazał. Wszyscy śpiewaliśmy. Czwarty zachwyt to pielgrzymka po kazamatach sieci neuronowej w odwiedzinach u konstruktów pamięciowych. Tylko dla osób z opaskami all inclusive. Zachwycała również scenografia i panowie, którzy wchodzili przestawiać klocki agory, budując tym samym jeszcze większe poczucie trwania w sztucznym konstrukcie myśli. Wszystkiego dopełniały znakomicie pasujące stroje i muzyka, szczególnie w rave'owym finale.
Polecam wybrać się na Piekary zobaczyć zarówno Cezara, jak i samo miejsce.
Oficjalna strona spektaklu: https://www.teatr.legnica.pl/spektakle/na-afiszu/item/321-juliusz-cezar