Przejdź do głównej zawartości

Xurros, czyli wycieczka do Sitges

· 4 min aby przeczytać

W Katalonii byłem kilka dni. Nie pierwszy raz, ale pierwszy raz wypoczynkowo i pierwszy raz z rodziną. Mam garść wrażeń, kilka nowych smaków, jeden zawód kulinarny, kilka luźnych przemyśleń natury egzystancjalno-turystycznej.

Przede wszystkim chciałbym zacząć od miasta. Sitges to bardzo ładne, idealne na wakacyjny wypad miasto. Całkiem niedaleko od Barcelony, a jednocześnie wystarczająco daleko by uciec od tłoku i innych turystów. Bardzo otwarte miasto, bardzo gościnne i łatwo uciec w nim od głównych turystycznych szlaków. A to warto uczynić w poszukiwaniu restauracji czy kawiarni. Małe wąskie uliczki pełne są kawiarenek i barów tapas, a te pełne są nowych doświadczeń kulinarnych. Te przy plażach i głównych szlakach, zachęcają z daleka, ale do tych wspomnień nie wracam aż tak chętnie. Zresztą mój największy zawód — czarna paella, z którą wiązałem pewne nadzieje, to właśnie jedna z restauracji przy samej plaży. Czarna paella to ryżotto z owocami morza zaczerniane tranem z kałamarnicy. Chciałem już od jakiegoś czasu spróbować, bo to ponoć typowo katalońskie danie... Cóż może zbyt duże nadzieje z nią wiązałem. Najlepsze wspomnienia mam z tych z miejsc, które trzeba było znaleźć, gubiąc się w wąskich uliczkach.

tylko w weekendy otwarta xurreria

Takie miejsca to chociażby restauracja Vagamundo czy też zaraz naprzeciwko niej kawiarenka Kiboko. No i takim miejscem jest: tylko w weekendy otwarta Xurerria. W zasadzie to jest to miejsce, które nie wygląda. Widać je było balkonu naszego apartamentu i przez jakiś czas zastanawialiśmy się co oni w ogóle sprzedają. A sprzedają dwie rzeczy, bo miejsce to ma dwie strony. W jednym wejściu sprzedają pieczone kurczaki a w drugim xurros, kataloński przysmak śniadaniowy. Xurros (hiszp. churros) to smażone na oleju spiralki parzonego ciasta. Do Sitges dotarliśmy akurat na weekend i sklep był otwarty, no to poszliśmy, ale nie udało nam się nic kupić, bo pan akurat nie miał ochoty nic sprzedawać, w ogóle nie podszedł. Cóż udało nam się kupić je drugiego dnia i zostaliśmy fanami. Trzeciego dnia weekend się skończył i sklep się nie otworzył. Ciężko było określić kiedy znowu się otworzy, bo to chyba taki zwyczaj lokalny, że godzin (i dni) otwarcia się raczej nie publikuje — brakowało nam tej informacji również w innych miejscach. No ale ponieważ te czurosy to taki przysmak to pewnie znajdzie się ich w okolicy więcej. I rzeczywiście, przy szklakach turystycznych jest kilka miejsc, które je sprzedają, tyle że okazały się one już nie takie właśnie. Trochę mniej kruche, trochę mączne, trochę ciężkie. Churros widzieliśmy też w Barcelonie, ale też nie wyglądały. Cóż jedyne co mi pozostało to próba (udana!) odtworzenia tamtego smaku w domu. Oto jak to zrobić.

mieszanie może trochę nudzić niewprawionych

Potrzebujesz:

  • filżankę wody (amerykańską, więc 236ml)
  • filiżankę mąki (również amerykańską więc 128g)
  • trzy jajka (polskie mogą być)
  • sztyk masła (to jest jakieś 110g)
  • łyżkę ekstraktu waniliowego
  • dwie łyżki cukru (potem trochę cukru na posypkę też)
  • olej do smażenia

Wodę zagotowujemy, wrzucamy masło i cukier. Kiedy się rozpuszczą wrzucamy mąkę, ściągamy z gazu. Mieszamy, aż uzyskamy ciasto. Wlewamy ekstrakt — mieszamy. Wbijamy jajko i mieszamy ciasto aż będzie jednolite. Czynność powtarzamy dla wszystkich jaj.

To cała filozofia. Proste nie? Teraz przygotowujemy olej — do głębokiego smażenia i tu niespodzianka, bo nie wspomniałem, te takie woreczki z końcówkami do lukrowania. Wybierasz taką końcówkę z tych grubszych, i napełniasz woreczek ciastem. Ciasto wyciskasz na gorący olej, próbując utworzyć piękną spiralkę. Mnie się nie udało.

chciałem zrobić zdjęcie stosu czurosów na talerzu — niestety okazało się, że nie da się zgromadzić ich większej ilości na raz

Życzę miłego smażenia. A gdybyście byli w kiedyś w tamtych okolicach to, w Vilafranca del Penedès robią świetne catànies. Te najlepsze są z firmy Cudié (wersja limonkowa rządzi) ale nie dostaniecie ich w Sitges. Trzeba się wybrać właśnie do Vilafranca lub do Vilanova gdzie mają sklep firmowy. Są też do dostania na lotnisku ale wiadomo, że dużo drożej (ale też warto).