Przejdź do głównej zawartości

Przedstawili mi tatę w Zielonej Górze

· 4 min aby przeczytać

Jakiś czas mnie tu nie było, bo w ogóle mam wątpliwości co tego bloga. Chociaż może tu nie o nie idzie o to, co wobec niego mam, ale bardziej czego nie mam. A nie mam w sumie chęci ani czasu. I to nie jest tak, że doznaję jakoś mniej, tylko jakoś się tym podzielić nie mam czasu. A i Wy, rzesze fanów, miliony internautów, nie piszecie jak kiedyś, nie namawiacie, nie zrzucacie się na patronajtach…

No ale nadarzyła się okazja, co zawsze warto, bo premiera w jednym z teatrów w zasięgu to zawsze warto. Tym bardziej że premiera wygrała z inną ważną dla mnie imprezą, czyli Wyjściem, na którym w tym roku nie byłem, za co Wyjście niniejszym przepraszam. Ale do premiery.

Przedstawienie wyreżyserował Robert Czechowski, na podstawie sztuki Giuseppe Della Misericordia, który jak się domyślacie, jest Włochem i pisze po włosku, dlatego też sztukę przetłumaczyła Maria Trzoch. Co ważne przedstawienie powstało w kooperacji dwóch teatrów. Teatru Lubuskiego i Teartu Miejskiego w Lesznie. Nie jest to pierwsza kooperacja lubuskiego o czym wspomniał też dyrektor-reżyser na samym wstępie. Premiera Leszczyńska odbyła się tydzień wcześniej. Wedle opowieści dyrektora niemałym problemem okazały się różnice w wielkości scen. Scena leszczyńska (ponoć, bo nie widziałem) jest dużo mniejsza. Choreografia jest w spektaklu dość istotna, wielkość sceny zmienia wszytko. Chyba to też było powodem, żeby scenę zielonogórską jeszcze powiększyć, zabudowując pierwszy rząd.

Przedstawię ci tatę, to komedia i trzeba rzeczywiście przyznać, że jest to komedia śmieszna. Zdarza mi się mieć obawy przed komediami, bo z nimi różnie bywa, szczególnie z komediami omyłek (bo je łatwo pomylić z komedią). Czechowski umie w komedie, co już niejednokrotnie na scenie lubuskiego udowodnił. Nie inaczej było wczoraj. Żarty, omyłki i nieporozumienia grały, publika się śmiała i w dodatku nawet w momentach do tego zaplanowanych. Forma spektaklu trochę sen, trochę trip, lekkość i mechaniczność życia na autopilocie, taniec i absurdy przerywane gwałtownymi przebłyskami świadomości skutkującymi przerażeniem przebudzonego, który chce natychmiast wrócić w ramy absurdu. Klimatycznie miałem skojarzenie z serialem Biały Lotos, ale treść jednak zupełnie inna.

Znakomite kreacje rodziców, w tych rolach Marta Frąckowiak i Robert Kuraś. Również świetna rola Pawła Wydrzyńskiego, chociaż były momenty, kiedy uciekał mi zupełnie z klimatu. Wspaniała w pierwszej części spektaklu Ewa Dobrucka, subtelna i niesamowicie celna we wbijaniu igieł i puent.

Sztuka bardzo dobrze się rozkręca, świetnie trzyma tempo i kompletnie fatalnie się kończy. To jest mój największy zarzut do niej. Coś tu nie zgrało. Moim zdaniem autor nie udźwignął zakończenia. Komedia kończy się jakimś dziwnie moralizatorskim happy endem. Rozliczeniem i usprawiedliwieniem postaci, zresztą też chyba nie do końca trafionym. No jednym zdaniem mam żal o to zakończenie do pana autora, bo było jakieś zwyczajnie nieprzemyślane i niedojrzałe.

Przebiegło mi przez myśl porównanie z innym, niedawno oglądanym przedstawieniem. Otóż byłem niedawno u Modrzejewskiej na Lekcji tańca w Zakładzie Weselno-Pogrzebowym Pana Bamby. Też komedia, tyle że czeska i bardziej. Wiem, nie pisałem nic, ale nie miałem stroju, mam zwolnienie lekarskie i usprawiedliwienie od rodziców. Lekcja tańca zgrzytała mi w zupełnie innych momentach, ale akurat zakończenie miała świetne i właśnie dojrzałe. Zakończenie sztuki Misericordii jest jak maturzysta, niezłomnie przeświadczony o swojej dojrzałości i moralności a przez to niesamowicie infantylny.

Na koniec zostawiam sobie wisienkę na torcie. Coś, co mnie urzekło w spektaklu i szczerze zachwyciło. Już przed premierą, przeglądając fotosy, plakaty i materiały na fejsbukach miałem wrażenie, że idę oglądać Wesa Andersona i to tego Wesa Andersona jeszcze z Moorise kingdom. Scenografia, stroje i choreografia. Tańce i sceniczne ruchy. Tu włożył ktoś, dużo dobrej pracy i to zaowocowało. Oczywiście ten ktoś nie jest anonimowy. Scenografią i strojami zajmował się Adam Łucki. Choreografią Paweł Matyasik.

Przedstawienie będzie grane kwietniu, ale jakoś tak niekoniecznie wiele razy, pewnie właśnie z powodu kooperacji i trudności w zebraniu aktorów z obu teatrów. Dlatego jak macie iść (a ja polecam, idźcie) to trzeba się szybko ogarnąć. Na tego pana Bambę u Modrzejewskiej co o nim nie napisałem, też idźcie, warto. Ja cały czas poluję na Świat na głowie też w Legnicy, ale podobno zespół Modrzejewskiej przygotowuje też jakąś dużą premierę wodewilową. Poza tym w samym Głogowie jeszcze w kwietniu Bezimienny/Nieznany. Zapowiada się dobra wiosna w okolicy.

Linki: