Truposze Jarmuscha
Siedziałem chwilę cicho. Chwila przeciągnęła się do roku. Trochę dlatego, że mi się nie chciało pisać. Trochę nie miałem czasu. Trochę mi się formuła wyczerpała. Ale cały czas doznawałem. Tyle że w środeczku tak trochę. Bez uzewnętrzniania. Ale potem mi się przypomniało, że przecież miałem się dzielić doznaniami. No więc ten…
Na filmie byłem. W innym mieście, bo w moim mieście jedno kino zamknęli a drugim nie puszczają Jarmuscha. No więc byłem w innym mieście, na filmie o zombie. Bardzo dobrym filmie o zombie.
Dalej będzie spoiler na spoilerze
złośliwi mówią, że Iggy nie potrzebował dużo charakteryzacji
Dwóch głównych bohaterów jedzie radiowozem, grzebią coś w radio i leci piosenka. Starszy policjant mówi, że zna skądś ten utwór. Młodszy na to, że to przecież Dead don’t die — Strugilla Simpsona. Na to znowu ten starszy, że gdzieś już ją słyszał. Młodszy mówi, że na pewno musiał słyszeć bo to piosenka tytułowa. Patrząc na tę scenę nie mam wątpliwości, że to film Jarmuscha. Zresztą film jest pełen podobnych scen. Film łamie konwencje i przenika gatunki. Przede wszystkim jest to jednak pełne metafor, bardzo smutne dzieło. Dodatkowego smaku dodaje, pełniący trochę rolę chóru, Pustelnik Bob (Tom Waits).
O czym jeszcze można napisać? O świetnej grze. O genialnym Murray’u o przewspaniałej Swinton oraz o świetnej i uroczej Sevigny. Reszta aktorów również na bardzo wysokim poziomie. Prócz Seleny Gomez. Trochę ciężko ją tu ocenić bo z jednej strony jest strasznie sztuczna. Z drugiej miała rolę bardzo sztucznej hipsterki. Trochę wygląda jakby Jim trochę po warunkach obsadzał. Ależ się zrobiłem złośliwy, nieprawdaż?
Istotną informacją jest to, że Jim dał Adamowi cały scenariusz do przeczytania a Billowi tylko jego sceny. W związku z tym Adam wie więcej, o co Bill ma żal. Ale jak się okazuje Adam też nie wie wszystkiego. Wszystko mógł wiedzieć natomiast Iggy Pop, tyle że jako zombie umiał tylko powiedzieć coooooofie. Zresztą to również wspaniała rola.
Poza tym jeszcze mnóstwo innych genialnych smaczków w filmie.
Zombie łażący w kółko wpatrujący się w komórki i jęczący blueeeetoooth.
Farmer Miller (Steve Buscemi) w czapce Make America White Again, komentujący że jego kawa jest zbyt czarna oraz Robertson (Bill Murray) celowo zapominający o ostrzeżeniu dla Millera.
Hipsterzy z Cleveland próbujący się pochwalić wiedzą (takie bungalowy jak w Psychozie?) i gaszący ich nerd (w motelu Batesa nie było bungalowów).
Jednym zdaniem. Ładny film pełen ładnych scen. Kilka (lub więcej) metafor mi uciekło na pewno. Będę musiał zobaczyć raz jeszcze. A potem jeszcze raz…