Händel z Bachem u Gryphiusa
Zdjęcie pochodzi z oficjalnego profilu FB
No więc, chodzi głównie o to, że nie jest to jakaś szczególna dla tych akurat muzyków sytuacja. Taka kolacja wyglądałaby podobnie, gdyby miał się spotkać Beckett z Joyce'm czy Picasso z Rembrandtem. Jest to pewna uniwersalna historia, która zdarza się w różnych konfiguracja, ale zawsze będzie przebiegać podobnie.
W teatrze byłem u Gryphiusa. Czyli, że w Głogowie. Na głogowskiej premierze po części głogowskiego spektaklu. I to jest ten moment, w którym powoli zaczyna spełniać się moje marzenie o miejskim teatrze w mojej wsi. Teatr obchodzi właśnie swoje czwarte urodziny i powoli kształtuje się w nim lokalny i swoisty charakter.
W związku z urodzinami, narodziła się w współpraca z teatrem jeleniogórskim i leszczyńskim i powstała Kolacja na cztery ręce. Mocno barokowa historia o spotkaniu dwóch artystów w dwóch zupełnie różnych etapach swojego życia i kariery. Fabuła krąży wokół, podziwu i zazdrości, wokół podobieństw i różnic, wokół człowieka i jego legendy. Dwóch muzyków ściera się w wyobraźni Paula Barza. Muzycy nigdy nie spotkali się w rzeczywistości do daje autorowi niesamowite pole do popisu. No i ten Barz chyba nie wykorzystuje do końca tej sytuacji, chyba nie wiem do końca, dlaczego to musiał być akurat Bach z Händlem.
Przedstawienie natomiast w pełni barokowe, tłumaczy, dlaczego akurat tych dwóch a nie innych saksońskich muzyków. (Bach urodził się Eisenach, pamiętam ten fakt z piosenki, której uczyliśmy się na lekcji muzyki w czwartej klasie szkoły podstawowej. Nie wiem po co go pamiętam.) Na pełnej barokowej scenografii scenie w Händla wcielił się Bartek Adamczak (z którym milion lat temu stałem na innych scenach, ha!) W Bacha, Robert Mania. Na scenie pojawia się jeszcze lokaj Schmidt (Marek Prałat), który jest chyba najlepiej przez Barza napisaną postacią. Schmidt jest z krwi i kości człowiekiem, kiedy muzycy są raczej personifikacjami swoich legend.
Przedstawienie wyreżyserował Tadeusz Wnuk i bardzo dobrze się jeogląda. Świetnie poprowadzone tempo i naprawdę fachowo przekazywane prowadzenie pomiędzy dwoma głównymi aktorami. Muszę się w końcu wybrać do teatru do Jeleniej, bo bardzo jestem ciekawy tego teatru w takiej rasowej, firmowej, jeleniogórskiej odsłonie. Tadeusza Wnuka rzeczy już widziałem, ale zawsze w gdzie indziej, w Zielonej Górze czy Głogowie chociażby. Co prawda Jelenia nie leży w moim zasięgu teatralnym, ale ostatnio rozważam incydentalne rozszerzenie zasięgu na Jelenią czy Poznań.
Sam spektakl oczywiście polecam. Warto zobaczyć kawał scenografii, warto zobaczyć wspaniałe stroje, dobre kreacje aktorskie no i samą historię, bo uniwersalność nie odbiera ani smaku, ani emocji. Tylko jest pewien problem. Ja mogę sobie polecać, ale spektakl jest wynikiem współpracy trzech teatrów a to oznacza w praktyce, że będzie rzadko grany czy to w Głogowie czy w Jeleniej, czy w Lesznie. Pilnujcie więc bo jak będzie grany to warto się wybrać.
No i na koniec.
Całej ekipie Teatru im. Andreasa Gryphiusa serdeczne życzenia urodzinowe. Równie serdeczne podziękowania za te cztery lata.
Sobie z tej okazji życzę teatru miejskiego. Ze stałą obsadą aktorską, która będzie wieszać swoje spektakle na afiszach na kilka tygodni po co najmniej trzy dni w tygodniu.