Krem z buraka i ser z kozy
Nie brzmi. Nie brzmią te przetwory z buraka, bowiem ten burak już tak został kulturowo nacechowany, tak wyśmiany, zmaltretowany wręcz, że cokolwiek się z tego buraka zrobi (prócz barszczu — barszcz jest wolny od tych skojarzeń), wywołuje od razu pobłażliwy u śmiech. Mówiąc burak, o wiele częściej mamy przed oczami kierowcę samochodu, którego logotyp jest graficznym wyobrażeniem kręcącego się śmigła samolotu, niż ciemnoczerwone warzywo. Co więcej nie lepiej ma burak w poezji. Stroni od przecież od cebuli, która się tuli, bo on żonę musi mieć buraczą, to już trochę nawet pod dyskryminacje rasowe podchodzi.
Inaczej ma się sprawa kozą. W kozie można palić, koza wszystko zje. Jest brodata i miła (choć bywają też skojarzenia z szatanowcami). Nizurski na przykład, czytałem o tym w młodości, nadał wielkie znaczenie przetworom mleka koziego (mlekozą zwanego), kumkozie czy serkozie chociażby.
I teraz kiedy połączymy te dwa, bardzo różne znaczeniowo elementy, otrzymujemy syntezę mocnych wyraźnych smaków i znaczeń, które tworzą zupełnie nowy byt. Warto go sprawdzić, bo jest dość łatwy w realizacji i robi efekciarską robotę — tak wizualnie jak i smakowo. W dodatku potrawa jest wegetariańska, a jeśli zastąpisz serkozę czymś roślinnym, będzie również wegańska.
Potrzebujesz:
- trzech buraków
- dwóch kartofli
- jednej cebuli
- dwóch ząbków czosnku
- szklanka wina białego wytrawnego
- liść laurowy i ze dwie kulki ziela angielskiego
- łyżeczki rozmarynu suszonego
- soli
- młotkowanego pieprzu
- kolendry w kulkach
- kilku łyżek oliwy
- łyżeczki tartego imbiru
- koziego sera
Masz wszystko? To do dzieła. Obierasz i kroisz w kostkę buraki oraz kartofle. Zalewasz wodą w garnku, dajesz łyżeczkę soli. Zaczynasz gotować. Do garnka leci też obrana cebula oraz, wcześniej obrane, oba ząbki czosnku, z których wydłubałeś ten młody środkowy pęd. Dodaj też ziele angielskie i liść laurowy. Buraki mają ziemisto słodkawy smak. W tej potrawie ziemistość jest kluczowa, dlatego należy ją wzmocnić. Wrzuć do garnka jeszcze łyżeczkę rozmarynu.
Całość musi się gotować aż do miękkości kartofli i względnej miękkości buraka. Kiedy już uzyskasz obie te miękkości, wyciągnij z wywaru cebulę i liść laurowy i wyrzuć je. Tak zwyczajnie. Są już niepotrzebne. Oddały to miały oddać, swój najlepszy aromat, swój wkład i nie są już ci do niczego potrzebne. Wyrzuć je do śmieci.
Teraz czas na przecieranie (kremowanie w tym kontekście raczej zabrzmi głupio). Wyciągnij z wywaru wszystkie stałe rzeczy i wrzuć do blendera. Nie wylewaj jeszcze wywaru. Będzie potrzebny do rozcieńczania zblendowanej masy. Wszystko z blendera ląduje teraz w nowych garnku. Dodaj jeszcze ze dwie chochle (lub więcej) wywaru. Teraz nadchodzi czas na łapanie i ważenie (warzenie również) smaków. Spróbuj kremu, powinien być ziemisty i słodki. Trzeba przełamać tę słodycz. Daj trochę wina wymieszaj, próbuj. Krem cały czas trzymaj na małym gazie, taki krem lubi się przypalić więc trzeba pamiętać o mieszaniu. Kiedy już masz złapany balans między winnością a słodkością kremu czas przyprawić całość. Łyżeczka świeżo startego imbiru, łyżeczka młotkowanego pieprzu oraz pół łyżeczki młotkowanej kolendry powinno załatwić sprawę. Ale wiadomo, każdy lubi przyprawić inaczej. Teraz jeszcze czas na oliwę. Około trzech łyżek, pamiętaj że tłuszcz znakomicie przenosi smak i rozpuszcza różne estry i takie tam. Oliwa jest konieczna. Wymieszaj wszystko. Gotowe do podania. Ser z kozy pokrusz już na końcu, kiedy krem będzie na talerzu. Ok nie musi to być ser z kozy. Może być dobra bryndza (najlepiej słowacka).
Może też być jakieś wędzone tofu. To już jak uważasz.
Zdaję sobie sprawę, że krem nie zmieni buraczanych skojarzeń.
Trudno.